[rysunek] [rysunek]  
Logo Mapa

  [rysunek]  
Strona główna
Autorzy
O stronie
Regulamin
Pobór
Faq
Stratedzy
  
Aktualności
Akademia
Taktyka i strategia
Armie świata
Technika
Zbrojownia
Słynne postacie
Odznaczenia
Terroryzm
Galeria
Kantyna
Leksykon
Biblioteka
Forum dyskusyjne
Linki
 
     




Copyright © 1997 - 2002
Cybernetyczna Gildia Strategów.

Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
Hosting: Dualcore.pl

Sponsor:
Program do pożyczek

Blog technologiczny

Opowiadania czołgisty.

Pobrawszy nauki w zakresie czołgoznawstwa (jestem "ostatnim Mohikaninen T-54"), rzucili nas w drugą stronę Polski do jednostki liniowej. Miało być lżej niż w szkółce. Nie było. Cała jednostka wybyła na poligon i cały nasz kontyngent od samego początku pełnił służbę 24/24 - przez 2 tygodnie! Ocipieć można! Zmieniło się wiele, z "hebli" zmieniliśmy się w "kotów". Okazało się, że spis praw przysługujących nam przez pierwsze pół roku służby jest niemały. Cóż zatem "kot" może? Człowiek taki otóż 

1) nie ma żadnych praw  

    a) nie może zapalić bez pozwolenia "dziadka",  
    b) nie może zgasić papierosa bez pozwolenia "dziadka",  
    c) nie może oglądać telewizji,  
    d) nie może pójść sobie do kantyny,  
    e) nie może wyjść na przepustkę bez uprzedniej zgody "dziadków" (czyli jak ma ich 25, to musi wyrazić zgodę; wystarczy, że jeden się sprzeciwi i chłopak nie idzie),  
    f) przed wejściem do sali  musi złożyć meldunek,  
    g) przed wyjściem też,  
    h) nie może iść spać bez pozwolenia "dziadka",  
    i) nie może usiąść czy położyć się na łóżku;  
     

2) musi być na każde zawołanie "dziadka":  

    a) słać łóżka,  
    b) robić herbatę lub kawę (oczywiście żołnierz musi sam kupić herbatę, cukier albo cytrynę, jeśli "dziadek" życzy sobie cytrusa),  
    c) musi co wieczór wykonywać tyle pompek, ile dni zostało "dziadkom" do wyjścia do cywila.  
     

  
Procedura dziadkowego pompowania jest następująca:  
Człowiek przyjmuje pozycję do pompek i zaczyna mówiąc: "Za dziadków, za wicków, za tych co w chuja grają i za tych co 540 mają", po czym zaczyna liczyć 0, 2, 3, 4 itd. Jedynka pominięta jest dlatego, bo czołg rusza z drugiego biegu i tak trzeba liczyć. Po odpompowaniu całej liczby delikwent kasuje. Czyli robi od końca do początku, np. 55, 54, 53... Do tej pory jeszcze nikt tego nie wytrzymał. Po skończeniu dziad się pyta: "Ile zrobiłeś?", żołnierz odpowiada "Zero"; pyta dalej: "Ile miałeś zrobić?", "kot" musi odpowiedzieć - "Zero". Jeśli odpowiedź będzie inna to chłopak pompuje dalej.  

Młody żołnierz musi znać odpowiedź na szereg przeróżniastych pytań zadawanych przez dziadków, np. na pytanie "Co widzisz za oknem?" trzeba odpowiedzieć "Widzę jak dziadek idzie w cywilu z chustą na plecach i beczką piwa pod pachą." Albo - "Po co przyszedłeś do wojska?" - "Aby dziadek mógł wyjść do cywila."  
Jak już cały dzień minął, była godzina jedenasta, taki człowiek wkurwiony, z napompowaną klatką wychodził z sali dziadków zdenerwowany, to taka piosenka Big Cyca podtrzymywała mnie na duchu:  

Wszystko gnije,   
wszystko gnije  
smród unosi się i bije.  

Nie wiem czemu, ale jakoś ta piosenka utrzymywała mnie przy życiu.   

Przed pójściem spać należy przyjść do pokoju dziadków i powiedzieć im wierszyk na dobranoc: "Dobranoc dziadkom, wickom, mikołajom i tym co od zajebania mają.  Minął dzień chujowy, jutro nadejdzie nowy bardziej chujowy, a ty podusiu kochana utul koci łeb do samego rana." Potem krzyczy się fale. Czyli wychodzi się na korytarz i wrzeszczy tak: "Jesień 93 054 ddc mało" - jesień 93 jest to czas przyjścia dziadów do wojska, 054 jest cyfrą, która została im do wyjścia do cywila, ddc - dni do cywila. Po tym haśle należy spieprzać szybko do swoich sal, bo jak kogoś dziadek złapie, to będzie gościa pompował.  

Do ulubionych zabaw dziadków należy rozkaz wycia do księżyca stojąc na parapecie; jeśli go nie ma, kot musi go wołać. Sam stałem, wyłem i wołałem w pochmurną noc "Księżycu przyjdź! Wojsko cię woła, byś wskazał dziadkom drogę do cywila. Księżycu wyjdź zza chmur. Oświeć kocie głowy." Z zakamarków świadomości przypętał mi się wtedy taki wierszyk:  

"Oddychałem tlenem pogardy  
zniewolenia i zagrożenia  
Tresowany w wielkim cyrku karnego milczenia"

Drastycznie zmieniło się mycie kibli i łazienek. Tak jak na szkółce dostać kibel do mycia to była wielka fucha, tak w pułku liniowym było dużo gorzej, tam się na człowieku perfidnie mścili. Sypali osiem wiaderek piachu; sypali wszędzie: na płytki, na lusterka, na oprawkę od żarówki, na klamki od okien, sypnęli piachem w każdy kąt. I każdy kąt trzeba było wyczyścić.  

Myć korytarz to było przesrane. Wiadomo że po myciu wodą z piachem daje siny korytarz, a powinien się błyszczeć. Pastowanie, polerowanie tego, to była ciężka sprawa. U nas następująco się polerowało: odwracało się taboret, bardzo prosty w konstrukcji – zwykły blat i cztery nogi, odwracało się do góry dnem, podkładało się pod niego koc, zawijało się na rogach żeby się nie wyślizgnął i jeden gruby młody siadał na taboret. Dwóch łapało za pas i ciągnęło taki zaprzęg po korytarzu. I tak się froterowało. Potem była zmiana. I na wyścigi, kto szybciej. To nam wychodziło nawet nieźle. Korytarz błyszczał jak psu jajca.  

Nie było czegoś takiego jak szorowanie korytarza szczoteczkami do zębów. To jest bzdura! Dadzą ci wszystko, ale musisz zrobić. Pomszczą się trochę na tobie, ale musisz zrobić. Zresztą jak sam byłem starym, to u mnie trzeba było posprzątać.  

Kiedyś poruszenie było wielkie, nie wiem czy poświęcenie sztandaru, czy święcenia przez księdza jakiegoś czy jakiś generał miał przyjechać.  I było wielkie sprzątanie. Zawsze było wielkie sprzątanie, ale wtedy było wybitne sprzątanie. No i myliśmy korytarz. Składał się z małych  kilkucentymetrowych kwadracików ułożonych w szachownicę – białe i czarne. A jak go umyliśmy to ja zostałem na tym korytarzu i go polerowałem. Przez 5 czy 6 godzin. Nudziło mi się bardzo; gdybym chociaż miał jakąś książkę, to jeździłbym na froterkach i czytał (bo co jak co, ale czytać to ja lubię). Ale nie miałem książki, nie wolno było nam posiadać (jak Biblii za średniowiecza), to z nudów zacząłem liczyć płytki. Do dziś pamiętam, że było ich osiemnaście tysięcy siedemset sześćdziesiąt cztery.   

Opowiadał mi sierżant jeden. Służył wtedy w wojskach ochrony pogranicza. Była tam strażnica wojskowa, w której żołnierze koszarowali. Były to czasy powojenne, nie było centralnego ogrzewania i paliło się w piecach. Jak młody przychodził do strażnicy dostawał do wymycia łazienkę. Dziadkowie brali dwa wiadra sadzy, dosłownie dwa wiadra sadzy dwunastolitrowe, i rozsypywali w łazience, normalnej wojskowej łazience, z białymi płytkami, białymi ścianami i białym sufitem. Rozsypywali sadzę wszędzie - zupełnie jak mnie piasek, tylko czarne, tłuste płatki, które przyklejały się do wszystkiego. Wiadomo, że domyć coś takiego, to jest rzecz straszna. A nowy dostawał na to pół godziny czasu. Za pierwszym razem nikt nigdy, jak mówił nam ten sierżant, nikt nigdy nie domył tego za pierwszym razem. Każdy albo nie dokończył mycia, albo tego w ogóle nie sprzątał, bo myślał, że sobie jaja z niego robią. Wtedy przychodził "dziadek" i wysypywał jeszcze dwa wiadra sadzy, a młody miał czas zmniejszony o 10 minut czyli tylko 20 minut na sprzątnięcie. I za drugim razem każdy się wyrobił.   

Podobnie jak wielu innych "kotów" przekonałem się, że w wojsku, i na szkółce, i w jednostce liniowej, jest jeden bardzo skuteczny sposób by nie zgłupieć do reszty - śmiech. Człowiekowi musi dopisywać humor by przetrzymać idiotów. Trzeba śmiać się, nawet jeśli jest to śmiech wymuszony, z porąbanych rozkazów, z systemu o nazwie WOJSKO POLSKIE. Śmiech jest lekiem na wszystkie poniżenia na jakie skazany jest prosty żołnierz. Karne milczenie, lecz wewnątrz człowiek trzęsie się ze śmiechu. W jakim stopniu śmiech to zdrowie,  ten tylko się dowie, kto go utracił.

  
Czołgista 

W ósmej części zostanie poruszony wstydliwy temat "Seks w wojsku"