|
Opowiadania czołgisty.
Stanęliśmy za kapslem, padła komenda "Maski zdejm!"
i ruszyliśmy dalej. Po dotarciu w las, blisko naszej strzelnicy, była taka
strasznie wysoka i stroma górka. Padła komenda: "Kto ostatni wejdzie
na górkę, schodzi z niej w masce." Jeden kolega ścigał drugiego. Ja
wybrałem inną drogę, nie po dróżce jaka prowadziła przez tą górkę. Wlazłem
jako czwarty od końca. Myślałem, że zejście będzie bardzo proste, ale nie
było. W momencie kiedy znalazłem się na jej szczycie nogi ugięły się pode
mną i zjechałem z niej na dupie.
Wtedy nastąpiła taka sytuacja: jest jeden chłopak słabszy w plutonie, ja
nie jestem najsilniejszy, ale do najsłabszych nie należę, i ja miałem problemy
w pokonaniu tej górki. On był najsłabszy i nie mógł, wlókł się ostatni.
No, jeden taki grubas stojący na dole zaczął na niego kląć, wyzywać, na
koniec krzyknął, że jeśli się nie pospieszy to mu przypierdoli. Gdy spojrzałem
w jego twarz to nie była już twarz człowieka a twarz zwierzęcia: czerwony
na ryju, opluty, uświniony, ubrudzony, oczy mu z orbit wychodziły, potargany
i wyzywał i bluźnił ile wlezie. Stanąłem w obronie chłopaka i zacząłem
grubego wyzywać. Nagle słyszę "Obydwoje - Maski włóż!" i
wtedy zimny prysznic na głowę. Okazało się właśnie, że kapral jest psem,
nie jest uczciwy i mieliśmy w maskach biegnąć przed całym plutonem. Każdy
sobie myśli: no to jak będziesz biec przed plutonem to ich odstawisz na
ładny kawałek. Jest to nieprawda, bo byliśmy tak potwornie zmęczeni, że
jakiś dziadyga o lasce lazłby szybciej niż my biegliśmy. Pewnie każdy poobdzierał
sobie pięty w przemoczonych butach, ja to czułem dokładnie; każdy trząsłby
się z zimna, gdyby nie maszerował. Ja powoli zostawałem w tyle; kapral
powiedział, że jeśli on mnie minie to biegam wokół strzelnicy dwa okrążenia
w masce.
Zbliżyliśmy się do strzelnicy, a ja nadal zostawałem w tyle. Wiadomo że
kary bym nie biegał, bo już nie mogłem, więc trochę przyspieszyłem kroku.
Ale nie mogłem; zaczął mnie mijać cały pluton. Kapralek wtedy stwierdził,
że jeśli cały pluton mnie minie, to wtedy cały pluton będzie biegał wokół
strzelnicy w maskach. W tym momencie przestałem mieć kolegów, przestałem
mieć przyjaciół. Posypały się teksty: "Jak, kurwa, nie będziesz biegł
to cię zapierdolimy chuju, zajebiemy. Zobaczysz, kurwa, będziesz miał takie
pizdy pod oczami."
Ja
wiedziałem, że oni to zrobią, bo jeden chłopak podpierdalał trochę i wjebali
mu niesamowicie. I wtedy stała się rzecz niesłychana, bo ja rzeczywiście
już nie miałem, nie miałem siły dać kroku. Już powoli zaczęli doganiać
mnie ostatni ludzie z plutonu. Gdyby ktoś stał z boku z kamerą i filmował,
no to złapałby piękne ujęcie, bez żadnych powtórek: ja ostatni z tego szyku,
w masce, wyrwałem się, minąłem wszystkich - tych co szli na początku, tego
co biegł przede mną w masce, odsadziłem ich na dobre 15 metrów. Mieliśmy
dojść do końca strzelnicy, gdzie stała karetka. I zacząłem biec do tej
karetki. Nie oglądałem się za siebie tylko biegłem. Parę dobrych 600 metrów
w masce... Nikt kto nie biegał w masce nie wie jak to jest straszne. To
nie są maski starego typu z pochłaniaczami, tzw. słonie, których rurę można
sobie odkręcić i wsadzić w torbę, by oddychać normalnym powietrzem. Te
nowocześniejsze są z małymi filtrami zamontowywanymi na masce, więc nie
da się oszukać. Nawet nie da rady odchylić maski by złapać oddech, bo momentalnie
zaparowują szkła maski i biegniesz na oślep. Dosłownie człowiekowi rozrywa
płuca. Ty biegniesz, wdychasz powietrze i cała maska się obkurcza, zasysa;
kiedy wydychasz ona się rozpręża. To jak energiczne oddychanie powietrzem
z torebki foliowej - kiedy odetchniesz kilka razy już zaczyna brakować
powietrza. Tak samo ja - to tak jakbyś siłą usiłował coś wyrwać a to nie
chciałoby ci wyjść. Płuca masz już tak zmęczone, że nie mają siły ciągnąć
powietrza. I ja biegnę do tej sanitarki, zostało mi dosłownie parę metrów.
No i zwalniam kroku; myślałem wtedy, że pierdolnę na ziemię i walę wszystko
i wszystkich. Był taki próg, taka granica, że coś się ze mną stało. Nie
wiem skąd znalazła się u mnie siła, która mnie pchała do tej sanitarki.
Nie był to "drugi oddech" bo oddechu w ogóle nie mogłem złapać; zapomniałem
jak można oddychać pełną piersią. Dobiegłem do karetki i ściągnąłem maskę.
I zacząłem się dusić. Dostałem tak dużą dawkę świeżego powietrza, że nie
mogłem go złapać w płuca. Świat zawirował wokół mnie i otoczyła mnie ciemność.
Obudziłem się, pod maską tlenową, zmęczony tak straszliwie, że nie mogłem
o własnych siłach ruszyć się z kozetki. Byłem zdziwiony, że żyję, że swobodnie
oddycham. Nie miałem sił na nic, nawet przekręcić głowy; z trudem poruszyłem
palcami. Ale - nie dałem się złamać! Czy teraz cokolwiek mnie w wojsku
wzruszy? Bo reszta to pryszcz na dupie.
Nie chciałbym drugi raz tego przeżyć; nie życzę nikomu by biegał w masce.
Przeżyłem koszmar i nie chcę tego nigdy przeżyć ponownie. Dla mnie to była
walka o życie, bieg po życie.
Czołgista
W 7 cz. zmordowany
Czołgista przenosi się do jednostki liniowej z nadzieją na wypoczynek.
|
|