[rysunek] [rysunek]  
Logo Mapa

  [rysunek]  
Strona główna
Autorzy
O stronie
Regulamin
Pobór
Faq
Stratedzy
  
Aktualności
Akademia
Taktyka i strategia
Armie świata
Technika
Zbrojownia
Słynne postacie
Odznaczenia
Terroryzm
Galeria
Kantyna
Leksykon
Biblioteka
Forum dyskusyjne
Linki
 
     




Copyright © 1997 - 2002
Cybernetyczna Gildia Strategów.

Wszelkie prawa zastrzeżone.
All rights reserved.
Hosting: Dualcore.pl

Sponsor:
Program do pożyczek

Blog technologiczny

Opowiadania czołgisty.

Po świętach miałem mieć egzamin wielki. Kolega się spytał kaprala - "A co będzie jak się nie zda egzaminu?" To on stwierdził - "Proszę mi nie zadawać pytań o rzeczy, które nie mogą się zdarzyć." "No a co by było gdyby?..." - "Po prostu jest to niemożliwe." Kolega jest upierdliwy - "No, ale jakby?..." Kapral się zdenerwował - "Weź się, kurwa, heblu ode mnie odpierdul!!! Jak mówię, że niemożliwe to niemożliwe!" Po prostu jest     n i e m o ż l i w e   n i e   z d a ć. Egzamin na mechanika czołgu T-55 zdałem przystępując do nauki. Jak wyglądała nauka? Dla przykładu podam to co się na praktyce dzieje: 

Kiedyś rozbieraliśmy silnik czołgu, silnik waży 950 kg, jest to naprawdę franca wielka, i rozkręcaliśmy wał korbowy, i trzeba było wyjąć korbowód. No i pytam się kapitana, mojego wykładowcy wielkiego, jak wybija się te sworznie z tych korbowodów. Myśli, myśli - "Wiesz... nie wiem. Ale ty sobie poradzisz." Potem chorąży od zajęć praktycznych - "też sobie poradzisz". Tłuki są tam po prostu takie; oni mają dyplom w kieszeni, ale   n i k t    n i c    k o m p l e t n i e   n i e   w i e. Tak że, taki szeregowy elew jest zdany wyłącznie na siebie... 

Olałem te egzaminy całkowicie. Przez dwa tygodnie nawet do zeszytu nie zaglądnąłem. Przepraszam, zajrzałem jak wyrywałem kartkę na list. Wszyscy mówili "Ten egzamin jest na sztuki", tak jak wszystko w wojsku. Jeden chłopak siedział po nocach i zawzięcie kuł, reszta niespecjalnie się przejęła. Wreszcie nadszedł dzień egzaminów. Było dwóch majorów, dwóch poruczników i jeden kapitan. Ja wybrałem jednego z majorów, on już wiedział, że dwa litry są już kupione. Tak więc jedną połowę, tą łatwiejszą mieliśmy już wygraną. Pozostała druga, trudniejsza. Wszedłem jako 13-ty, wylosowałem pytania i zacząłem się śmiać - jedno z pytań brzmiało: Jak się reguluje fotel kierowcy? Jest tylko jedna wajcha do regulacji, do przodu i do tyłu, nic prostszego. Drugie pytanie: Technika napinania gąsienicy w czołgu. Więc odpowiadam od początku: "Podnosimy błotnik..." "O, widzę, że umiesz. Starczy." Przy majorze stałem może ze trzy minuty, zdałem na piątkach i uzyskałem tytuł młodszego specjalisty czołgowego z awansem do stopnia strasznego szeregowego czyli uroczystego peta, marzenia każdego "kota". 

Nauka do egzaminu to jest jedna wielka bzdura. Materiał, który inni opanowują w pół roku, myśmy musieli opanować w trzy miesiące. Na początku nikt z nas nie sądził, że cokolwiek będzie umiał. Na zajęcia wychodzilismy o 8 rano; trwały do godziny 15-tej, po której jedliśmy obiad. O 16:30 wracaliśmy na nauki ponownie i siedzieliśmy tam do 20:30. I tak właśnie było przez ostatnie dwa tygodnie. Pod koniec tego okresu byliśmy już u kresu wytrzymałości. Chłopaki się wkurwiali, bo przyszli odsłużyć, a nie zasłużyć. Za dostanie pały nie dawano przepustki stałej.  I był bieg. Przez nogi do głowy. Nie umiesz - biegasz, aż się nauczysz. W wojsku nikt nie lubi biegać. 

W ogóle są  jaja z meldunkami. Stoi sobie starszy szeregowy i, przypuśćmy, chcąc przejść obok niego trzeba na baczność stanąć, ukłon energiczny głową i - "Panie starszy szeregowy, szeregowy elew Cipka, proszę o pozwolenie przejścia!" Wtedy mówi - "Proszę". Trzeba to mówić na spokojnie, dlatego nigdy nie miałem z tym kłopotów. Ale jest kilka osób silnie przestraszonych na tej kompanii do tej pory, że on zaraz zaczyna się plątać - "Starszy szeregowy, szeregowy..." zapomina o "elewie" albo - "Prosi o pozwolenie przejścia". A ten na niego wrzeszczy - "Kurwa! heblu, prosi to się świnia. Wypierdalaj na koniec korytarza! Czołganie z pełzaniem!"1 Bolek wtedy wlecze się po korytarzu; co najważniejsze, czasami czołganie z pełzaniem wypada gdy myjemy korytarz, czyli po mokrym.

Kibel w wojsku dostać do mycia to jest naprawdę wielka fucha. Przynajmniej tam gdzie jestem; nie tak jak z opowiadań wynika, że jest to coś strasznego. Najgorszy jest korytarz. Mycie kibla ogranicza się do wylania dziesięciu wiader wody do kibla, na podłogę. Jest kratka ściekowa, wszystko spłynie. Nawet się nie szoruje. Muszli klozetowej od wewnątrz jeszcze nikt nie mył. Kto by tam rękę wsadził! Jakimś cudem wszystkie kible są czyste, woda wszystko spłukuje; żołnierze nie leją po kiblu czy obok, po prostu nie śmierdzi. Kibel służy tylko do srania. A myć go? Jezu! nie daj Boże. Z zewnątrz tylko, jak się zachlapie, można przetrzeć ścierką. W kiblu jest wiecznie okno otwarte, tak że piździ tam jak na Syberii. Tak że nikt, jak ma się wysrać, to tylko kloka utoczy i nima go, bo jajka zamarzają w powietrzu.

Co do korytarza... Z korytarzem to jest cały rytuał. Po pierwsze trzeba zrobić wodę z pianą. Nie musi to być środek do mycia, do szorowania. Ich to chuj obchodzi. Po prostu ma być piana w wiaderku. Czyli leją szampony, wash & go, nie szampony, takie różne rzeczy, pastę do zębów, do golenia. Byleby była piana. I dwóch szeregowych osobiście ubija przed starszym szeregowym lub kapralem pianę zawzięcie szczotkami. Gdy piana ma już odpowiedni wygląd pan starszy szeregowy czy kapral, łaskawie, kopniakiem rozwala te wiadra. Lecą one na drugi koniec korytarza, woda się wylewa. Jak wyleje taki pan starszy szeregowy dziesięć wiader na korytarz to łaskawie pozwoli sprzątać. Zostaje wtedy około czasu dwudziestu minut na szorowanie korytarza, zgarnięcie wody, wysuszenie i wyfroterowanie. Tak że ekipa składająca się z 6-ciu osób musi się nieźle sprężać. Mnie się fuksnęła inna robota  gdzie, po krótkiej pracy, mogę się pobyczyć i ściemniać. "Ściemnianiem" nazywamy obijanie się, opieprzanie; ktoś tam gdzieś podpiera się o szczotkę czy podtrzymuje tynk od ściany, żeby nie odpadł, to znaczy, że ściemnia. Dostałem do sprzątania kancelarię szefa kompani, labę mam totalną - odkurzę dywan, sprzątnę kurze z półek, nakarmię rybki w akwarium i jestem wolny. Siedzę sobie w fotelu, jak pan, listy piszę lub czytam gazety. Albo przysypiam. Ściemniam. 

  
Czołgista

1) czołganie z pełzaniem - poruszanie się na brzuchu po ziemi za pomocą samych nóg, ręce wyciągnięte wzdłuż tułowia lub założone na plecach

Część czwarta pokaże zaprawę poranną i pouczy jak adresować listy do wojaków.