Warning: pg_result(): Unable to jump to row 0 on PostgreSQL result index 5 in /usr/home/lapti/domains/strategie.com.pl/public_html/keywords/keywords.php on line 229 Warning: pg_result(): Unable to jump to row 0 on PostgreSQL result index 5 in /usr/home/lapti/domains/strategie.com.pl/public_html/keywords/keywords.php on line 231 Warning: pg_exec(): Query failed: ERROR: syntax error at end of input LINE 1: ...wiadomosci) as ilosc FROM wiadomosci WHERE id_main_parenta= ^ in /usr/home/lapti/domains/strategie.com.pl/public_html/keywords/keywords.php on line 232 Warning: pg_result() expects parameter 1 to be resource, boolean given in /usr/home/lapti/domains/strategie.com.pl/public_html/keywords/keywords.php on line 233 KulÄ… go, kolbÄ… a może bagnetem? - Cybernetyczna Gildia Strategów
[rysunek] [rysunek]  
Logo Mapa

  [rysunek]  
Strona g³ówna
Autorzy
O stronie
Regulamin
Pobór
Faq
Stratedzy
  
Aktualno¶ci
Akademia
Taktyka i strategia
Armie ¶wiata
Technika
Zbrojownia
S³ynne postacie
Odznaczenia
Terroryzm
Galeria
Kantyna
Leksykon
Biblioteka
Forum dyskusyjne
Linki
 
     




Copyright © 1997 - 2002
Cybernetyczna Gildia Strategów.

Wszelkie prawa zastrze¿one.
All rights reserved.
Hosting: Dualcore.pl

Sponsor:
Program do po¿yczek

Blog technologiczny

Akademia

Kul± go, kolb± a mo¿e bagnetem?

Autor: Leon

Kul± go, kolb± a mo¿e bagnetem?

Alternatywa przedstawiona powy¿ej to nie pusty ¿art, lecz prawdziwy dylemat z przesz³o¶ci. Jego rozwi±zanie obecnie wydaje siê nam bardzo proste: najpierw delikatne przygotowanie artyleryjskie (np. wg sowieckiego przelicznika jakie¶ 250 luf na km frontu na odcinku prze³amania), nastêpnie trzy rzuty strategiczne i sprawa za³atwiona (albo my, albo oni). Problem, czym my ich albo czym oni nas zosta³ rozstrzygniêty pod koniec XIX w: si³y ¿ywe nieprzyjaciela nale¿a³o zniszczyæ lub pozbawiæ zdolno¶ci operacyjnych przy u¿yciu zmasowanego ognia artyleryjskiego i ostrza³u z broni maszynowej. W XX w. ca³o¶æ doprawiono atakiem z powietrza, zagonem pancernym i ostatecznym atutem w postaci strategicznych i taktycznych ³adunków j±drowych. Wszystko sta³o siê jasne. Wojna to matematyka, czyli trawestuj±c zasadê Clausewitza - wojna to przed³u¿enie matematyki.

Dylemat

Jeszcze 200-150 lat temu sprawa nie przedstawia³a siê tak jasno. Broñ palna stosowane by³a z pewnym powodzeniem ju¿ od kilkuset lat , lecz do korzy¶ci p³yn±cych z jej u¿ywania na polu bitwy nie wszyscy byli przekonani. Toczono zajad³e dyskusje nad sposobem u¿ycia dzia³ i karabinów i, dzi¶ wydaje siê to dziwne, nie wszyscy byli przekonani, co do jej zalet. Suworow, rosyjski marsza³ek-psychopata, rze¼nik Pragi itp., mia³ ponoæ mawiaæ: "kula g³upia, a bagnet zuch". Z pe³nym powodzeniem wprowadza³ tê zasadê w ¿ycie. W 1799 r. sprawi³ krwaw± ³a¼niê ówcze¶nie najlepszym w Europie armiom republikañskiej Francji i gdyby nie przypadek oraz car, kolejny psychopata, nie by³oby napoleoñskiej epopei. Skoro jednak od paru stuleci stosowano broñ paln±, to sk±d takie problemy: jak jest, to j± u¿ywaæ. Tak u¿ywaæ, ale jak? I w tym pies by³ pogrzebany.

Problemy

Problem pierwszy: zamek.
Zasadniczo do wieku XIX istnia³y i rozwija³y siê trzy typy zamków. Lontowy, ko³owy i ska³kowy. Dwa pierwsze mo¿na pomin±æ. Lontowy by³ zawodny, choæ prosty w konstrukcji. Ko³owy odwrotnie: w zasadzie niezawodny, bardzo jednak skomplikowany konstrukcyjnie, a co za tym idzie kosztowny i delikatny. Konstrukcja ta z trudem nadawa³a siê do stosowania w warunkach polowych ze wzglêdu na czêste usterki spowodowane czynnikami mechanicznymi i atmosferycznymi. Prze³om przyniós³, choæ nie do koñca, zamek ska³kowy. Prosty, tani, w miarê niezawodny. Wraz z wynalezieniem i rozpowszechnieniem tego typu zamka rozpoczyna siê epoka, gdy broñ paln± zaczêto traktowaæ naprawdê powa¿nie: by³a w miarê tania, wystarczaj±co odporna na wp³yw czynników zewnêtrznych i najwa¿niejsze: mo¿na by³o produkowaæ j± na skalê masow±. Dla przyk³adu w ci±gu lat 1797 – 1815 Anglia i Francja eksportowa³y ³±cznie ok. 7 mln. sztuk.

Typowym wzorem zamka ska³kowego sta³ siê tzw. zamek francuski wz. 1777 r. Rozpowszechni³ siê on w ca³ej Europie. Uwa¿any by³ za najmniej zawodny.

Zasada dzia³ania by³a bardzo prosta: kurek z osadzon± w niej "ska³k±", stosowano krzemieñ, opada³ na panewkê daj±c strumieñ iskier, które zapala³y podsypkê prochow±, a ta z kolei poprzez kanalik zapalnikowy odpala³a ³adunek w komorze lufy. Niby proste, niby niezawodne. Nic bardziej b³êdnego, nawet ta prosta i doskona³a zasada odpalania w zwi±zku z dostêpn± wtedy technologi± rodzi³a szereg problemów np.: napiêcie sprê¿yny kurka musia³o byæ akuratne, bo jak nie to albo kurek nie chcia³ opadaæ i trzeba by³o cisn±æ z ca³ej si³y na jêzyk spustowy, gdy sprê¿yna by³a zbyt napiêta, co mia³o zgubny wp³yw na celno¶æ, albo, je¶li sprê¿yna by³a za ma³o napiêta, uderzenie ska³ki w panewkê dawa³o niewielk± ilo¶æ iskier lub te¿ opadniêcie kurka nastêpowa³o przy lada mu¶niêciu. W taki sposób, przypadkowe odpalenie, zgin±³ podobno Stonewall Jackson. Kto ma wyobra¼niê, niech sobie wyobrazi, do jakich ekscesów dochodzi³o podczas ³adowania i strzelania nie przeszkolonego odpowiednio oddzia³u, szczególnie gdy manewrowa³ lub znajdowa³ siê pod obstrza³em. Jeszcze jedno, ska³kê trzeba by³o wymieniaæ po ok. 20 - 50 strza³ów. A jak pada³o? Je¶li zachodzi³a konieczno¶æ prowadzenia ognia pod wiatr, ogieñ na panewce parzy³ strzelca w twarz i powodowa³ osmalenie w³osów. Teraz ju¿ wiecie, dlaczego stary wiarus zawsze ma w±sy? W±s u strzelca ¶wiadczy³ o jego do¶wiadczeniu w pos³ugiwaniu siê broni±. :-) Mimo prostej konstrukcji na polu walki dochodzi³o do czêstych uszkodzeñ mechanicznych zamka. Jednym z najczêstszych rodzajów by³o pêkniêcie lub urwanie ramienia kurka, co czyni³o broñ ca³kowicie bezu¿yteczn± a¿ do czasu wymiany zepsutej czê¶ci. Pod tym wzglêdem najmniej zawodny by³ zamek francuski, którego ramiê kurka by³o grube, solidnie wykonane. Zamek tego typu ³atwo mo¿na rozpoznaæ po wyciêciu na ramieniu w kszta³cie serduszka.

Problem drugi: lufa.
Te z kolei dzielimy na dwie grupy: g³adkie i gwintowane. Obecnie wiêkszo¶æ luf gwinty posiada, oprócz niektórych rodzajów broni specjalistycznej. Ówcze¶nie dominowa³a broñ g³adkolufowa z paru powodów: by³a tañsza w produkcji, prostsza w obs³udze. Powierzchnia przewodu w tym przypadku jest g³adka.

Pociski mia³y kszta³t kulisty lub u¿ywa³o siê ¶rutu. Regulaminy dopuszcza³y ³adowanie w pewnych okoliczno¶ciach po dwie lub wiêcej kul, lecz dzia³o siê tak rzadko z uwagi na konieczno¶æ odpowiedniego przeszkolenia ¿o³nierzy i wysok± zawodno¶æ tej metody. Stosowano j± najczê¶ciej podczas obrony w oblê¿eniu lub zza fortyfikacji przy du¿ej przewadze przeciwnika, gdy sytuacja mog³a usprawiedliwiaæ takie zachowanie i marnotrawstwo. Przy prowadzeniu ognia za pomoc± kilku pocisków celno¶æ by³a bardzo niewielka.

W przypadku broni g³adkolufowej pocisk nie by³ stabilizowany obrotowo. Opisowo mo¿na powiedzieæ, ¿e podczas strza³u "wytacza³" siê z lufy. Poniewa¿ kaliber kuli musia³ byæ z istotnych i zrozumia³ych powodów mniejszy od ¶rednicy lufy miêdzy kul± a ¶ciankami przewodu lufy tworzy³a siê szczelina. Czê¶æ energii spalania uchodzi³a tymi w³a¶nie szczelinami, w wyniku czego pocisk wytacza³ siê podskakuj±c, co ogranicza³o jego celno¶æ i prêdko¶æ pocz±tkow±.

Alternatyw± by³ gwint przewodu lufy. ¯³obiono ¶rubowo przewód lufy, aby uzyskaæ tzw. pola, miêdzy którymi znajduj± siê bruzdy. Pola wcina³y siê w miêkki pocisk, powoduj±c jego obrót w przewodzie lufy, dziêki czemu porusza³ siê on ruchem wirowym, czyli by³ stabilizowany obrotowo. Lecia³ dalej, a strza³ by³ bardziej celny. Je¿eli w wypadku karabinu g³adkolufowego dono¶no¶æ teoretyczn± mo¿na okre¶liæ na jakie¶ 300 kroków, czyli ok. 220 m., to w przypadku lufy gwintowanej dystans ten wynosi³ prawie 600 kroków, tj. 450 m. Nie ma nic za darmo. Z uwagi na technologiê broñ ta by³a droga, jej u¿ycie wymaga³o d³ugiego szkolenia. W porównaniu z ówczesn± broni± strzeleck± g³adkolufow± jej szybkostrzelno¶æ by³a mizerna. Powód? Pocisk mia³ kszta³t wyd³u¿ony, a nie kulisty, sporo wiêc problemu sprawia³o przepchniêcie go przez ca³± d³ugo¶æ lufy. Dla tego celu nale¿a³o u¿yæ stempla i drewnianego m³otka. W przypadku g³adkiej lufy m³otek by³ zbêdny, wystarcza³a si³a miê¶ni.

Problem trzeci: ³adowanie.
£adowanie broni g³adkolufowej wydaje siê byæ czynno¶ci± bardzo prost±. Jednak¿e tylko na pierwszy rzut okna. By³a to sprawa dosyæ skomplikowana. Nabój stanowi³a papierowa tuleja, dla ochrony przed wilgoci± nas±czona t³uszczem zwierzêcym, w której znajdowa³ siê proch, pocisk i paku³a, bêd±ca przy okazji czê¶ci± naboju. Do nabijania s³u¿y³y zêby i stempel. Zêby, ¿eby nabój rozgry¼æ. Gorzej by³o, kiedy kto¶ gryz±c trafi³ na o³owiany pocisk. Dlatego te¿ ¿o³nierz musia³ mieæ dobre zêby. Rozrywanie paznokciami, przecinanie no¿em nie wchodzi³o w grê. Powód: szybkostrzelno¶æ. Mo¿na to sobie wyobraziæ w sposób nastêpuj±cy: naprzeciwko siebie w odleg³o¶ci jakie¶ 40 m stoj± dwa bataliony piechoty, co¶ oko³o o¶miuset ch³opa, grzmoc±c jedni do drugich z karabinów o kalibrze mniej wiêcej 17 mm. Dobra, a teraz wyobra¼cie sobie, ¿e jeden z batalionów nie ma zêbów. :-D £aduje karabiny rozrywaj±c pociski paznokciami lub rozcina je no¿em. Tak siê sk³ada, ¿e cz³owiek ma tylko dwoje r±k. Co zrobiæ w tym czasie z karabinem o d³ugo¶ci ok. 2 m. Wsadziæ pod pachê, po³o¿yæ na ziemi? Który z batalionów poniesie wiêksze straty i podda ty³y?

Zêby to jednak tylko ma³y problem. ¯eby za³adowaæ karabin potrzebny jest stempel do przybijania ³adunku: najpierw proch wsypaæ do lufy, pocisk, przybiæ stemplem, warstwa paku³-papieru, przybiæ stemplem. Wszystko wykonaæ z wyczuciem, gdy¿ proch posiada strukturê ziarnist± i je¶li ziarenka zostan± zmia¿d¿one, nast±pi powolne spalanie, co os³abi energiê spalania lub dojdzie do niewypa³u. Stempla nie wygi±æ i nie z³amaæ, po u¿yciu osadziæ w ³o¿u, bo tam jego miejsce. ¦rednia waga stempla ok. 0,5 kg. Ach, wszystko to w odpowiednim tempie, ¿eby ³adowaæ ze ¶redni± prêdko¶ci± ³adowania ca³ego oddzia³u.

Gdzie w czasie ³adowania znajduje siê pocisk? W ustach. Nie wolno go o¶liniæ, bo zwilgotnieje proch. Wsypywanie prochu musi byæ powolne i dok³adne: ¿adnego potrz±sania, równo, miarowo, inaczej ziarenka osadziæ siê mog± na ¶ciankach przewodu lufy, co gwarantuje, ¿e pocisk spadnie nim doleci do przeciwnika lub odbije siê od niego, powoduj±c co najwy¿ej siniak. Znacie pewnie te historyjki. "¯ycie uratowa³a mu ksi±¿eczka do nabo¿eñstw, któr± mia³ przy sobie" albo "kula wybi³a mu tylko z±b". To nie bajki, dzia³o siê tak naprawdê. Niemniej bez przesady: jak kilkuset typa grza³o do siebie z odleg³o¶ci kilkunastu lub kilkudziesiêciu metrów, to mo¿ecie byæ pewni, ¿e by³a to jatka, dla obu stron. Jatka podwójna, gdy gdzie¶ w pobli¿u znajdowa³a siê artyleria konna, ale o tym innym razem.

Na koniec mo¿na sobie wyobraziæ sytuacjê, w wyniku której ¿o³nierz pozbawiony zosta³ mo¿liwo¶ci u¿ycia broni, gdy¿ dosz³o do zaklinowania lufy. Nie by³a to sytuacja czysto hipotetyczna: zaklinowanie pocisku w przewodzie lufy mog³o nast±piæ z dwóch powodów: po pierwsze, za du¿o prochu dosypano na panewkê (panika, stres bitewny), zabrak³o go wiêc w komorze spalania, wilgotny proch lub o¶liniony pocisk ograniczy³ energiê spalania, po drugie, zbyt gwa³towne przybijanie stemplem doprowadza³o do sp³aszczenia pocisku w przewodzie lub zmia¿d¿enia ziarenek prochu, zapobiegaj±c swobodnemu spalaniu. Usuniêcie takiej usterki w czasie trwania pojedynku by³o czynno¶ci± nader w±tpliw±. Strzelec zdany zosta³ na konieczno¶æ korzystania z broni rannych kolegów. Usterkê usuwano dopiero w warsztatach rusznikarskich.

Problem czwarty: celownik.
W zasadzie nie istnia³o co¶ takiego, co mo¿na by nazwaæ celownikiem w dzisiejszym rozumieniu tego s³owa. Celowniki schodkowe, paskowe i ramieniowe pojawi³y siê dopiero gdzie¶ oko³o po³owy XIX wieku. Ówcze¶nie za¶ najprostszym sposobem trafienia do celu by³o pochylenie lufy pod odpowiednim k±tem w stosunku do linii strza³u, choæ oczywi¶cie znano ju¿ muszkê, szczerbinkê oraz najwa¿niejsze zasady balistyki. G³ówny problem stanowi³o natomiast okre¶lenie odleg³o¶ci i odpowiednie przeszkolenie strzelca. Dzi¶ ocen± dystansu zajmuj± siê np. dalmierze laserowe, za¶ ka¿dy rekrut skoñczy³ szko³ê podstawow±, posiada wiêc niezbêdny zakres wiedzy.

Na pocz±tku dziewiêtnastego posiadano odpowiedni sprzêt, dziêki któremu mo¿na by³o dokonaæ przybli¿onego pomiaru odleg³o¶ci, lecz z wielk± trudno¶ci± da³oby siê go wykorzystaæ na polu bitewnym, przynajmniej na poziomie batalionu czy kompanii. Z tego powodu oficerowie i podoficerowie musieli polegaæ na w³asnych zmys³ach. Do okre¶lenia odleg³o¶ci s³u¿y³o im do¶wiadczenie wyniesione z szeregu staæ, spisane i przedstawione w regulaminach np. musztry lub manewru. W jaki wiêc sposób okre¶lano odleg³o¶æ, w prosty: z odleg³o¶ci 2000 kroków (ok.1500 m) w przypadku piechoty mo¿na dojrzeæ po³ysk broni, a u konnicy rozpoznaæ, ¿e to jazda. Oczywi¶cie za rozpoczêcie ostrza³u z broni indywidualnej na t± odleg³o¶æ grozi³ s± polowy :-), na 1000 kroków (ok. 800 m) mo¿na odró¿niæ wzrokowo g³owê od tu³owia, za¶ z odleg³o¶ci 600 kroków (ok. 450 m) widaæ ca³± sylwetkê cz³owieka, z 300 - 400 kroków (ok. 220 m - 300 m) mo¿na rozró¿niæ ju¿ twarz, ko³nierz munduru i galony, za¶ na 70 - 100 (ok. 50 m - 75 m) widaæ oczy, które maj± jeszcze jednak charakter punktów na twarzy. Odleg³o¶æ 70 - 100 kroków to dystans najbardziej optymalny dla ówczesnej broni palnej. Regulaminy zaleca³y rozpocz±æ prowadzenie ognia z tej w³a¶nie odleg³o¶ci, gdy¿ by³ on ju¿ na tyle celny (trafia³o 3/4 pocisków), ¿e zadawa³ du¿e straty nieprzyjacielowi i co równie wa¿ne jego skuteczno¶æ mog³a, choæ nie musia³a, skutecznie demoralizowaæ przeciwnika, który prowadzi³ natarcie. Demoralizowaæ tzn. powstrzymaæ jego ruch naprzód lub przetrzebiæ wystarczaj±co, ¿eby zrezygnowa³ ze zwarcia z uwagi na straty. To wa¿ne: 75 m to góra 2 minuty marszu. Optymalnie 6 salw. Po nich nacieraj±cy zwala siê na obroñcê, je¶li ten siê wcze¶niej nie wycofa, wi±¿e go walk± wrêcz, podczas gdy z ty³u podchodz± nastêpne kolumny uderzeniowe. Wtedy wynik starcia jest ju¿ rozstrzygniêty. Na marginesie, wiadomo, sk±d wziê³o siê powiedzenie czêsto u¿ywane jako okre¶lenie dramatycznej =8-O sytuacji: "widzieli¶my bia³ka ich oczu". :-D

Z tego w³a¶nie powodu niezbêdne by³o odpowiednie szkolenie strzeleckie. Rekrut posi±¶æ musia³ doskona³± umiejêtno¶æ ³adowania broni i celowania w zale¿no¶ci od odleg³o¶ci, w jakiej znajduje siê cel: samo ustawienie w linii prostej szczerbinki i muszki nie wystarcza³o, by trafiæ: narzêdzia te nie uwzglêdnia³y parabolicznego lotu kuli, korekty musia³ dokonaæ sam strzelec.. ¯eby trafiæ, nale¿a³o odpowiednio unie¶æ lub opu¶ciæ lufê w stosunku do celu. Do tego s³u¿y³o do¶wiadczenie, jakie ¿o³nierz nabywa³ z biegiem czasu. Kiedy ju¿ zobaczy³ punkty na twarzy wroga, ¿eby trafiæ w niego, celowaæ musia³ mniej wiêcej w uda lub kolana, na 200 kroków w piersi, je¶li za¶ nieprzyjaciel znajdowa³ siê dalej ni¿ na 300 kroków zachodzi³a konieczno¶æ mierzenia co najmniej w g³owê, gdy dystans wyd³u¿a³ siê na 800 – 900 kroków mierzono jakie¶ metr ponad wzrost, do bagnetów, chor±gwi. Trzeba jednak pamiêtaæ, ¿e karabin musia³ byæ odpowiednio na³adowany: ca³y ³adunek prochu w komorze, nie na przewodzie lufy, proch w odpowiedniej ilo¶ci na panewce, ska³ka niestarta, sprê¿yna kurka odpowiednio napiêta. Strzelec natomiast ch³odny jak lód. Szkolenie nie za³atwia³o sprawy, gdy¿ nie mo¿na w czasie jego trwania dok³adnie odwzorowaæ tego wszystkiego, co dzieje siê zazwyczaj podczas walki. Spore obci±¿enie podczas treningu stanowi³o wykszta³cenie rekruta. Wiêkszo¶æ ¿o³nierzy piechoty wywodzi³a siê z ówczesnego ch³opstwa. Jak wiêc nauczyæ zasad balistyki strzelca, który nie potrafi czasem odró¿niæ lewej rêki od prawej, powa¿nie. W po³owie XIX w. w armii rosyjskiej szkolenie strzeleckie rozpoczynano od zawi±zania na prawym ramieniu rekruta s³omianej wi±zki, aby nie myli³ r±k.

Problem piaty: prowadzenie ognia.
Krótko mówi±c, cholernie nieskuteczna ta broñ palna z pocz±tku XIX w. Niestety, nic bardziej mylnego. Znano jej ograniczenia, mo¿na by³o wiêc odpowiednio j± wykorzystaæ. We wszystkich armiach wprowadzono zasadê ³adowania na tempo, aby ca³y oddzia³ by³ w stanie za³adowaæ broñ w podobnym czasie. Dziêki temu mo¿liwe by³o prowadzenie ognia salwami, przez co podnoszono demoralizuj±cy efekt takiej salwy. Dla przyk³adu brygada piechoty w pozycji strzeleckiej mog³a oddaæ salwê z ok. 2000 karabinów w, powiedzmy, nacieraj±c± dywizjê. Huk zapewne by³ przera¿aj±cy, a w kierunku przeciwnika lecia³o 2000 pocisków. Du¿a czê¶æ zapewne niecelnych (na odleg³o¶æ powy¿ej 300 kroków trafia³a tylko 1/3 ogólnej liczby wystrzelonych pocisków), lecz nawet te pociski, które ominê³y czo³o kolumny przeciwnika, razi³y jej dalsze szeregi, lot kuli przypomina przecie¿ parabolê. Dobrze wyszkolony ¿o³nierz potrafi³ oddaæ 3 strza³y na minutê, zatem u¶redniaj±c po tym czasie nieprzyjaciel zaliczy³ ok. 6000 potencjalnie zabójczych pocisków. Uwaga, ze wzglêdu na kaliber, aby wy³±czyæ cz³owieka z walki niepotrzebne by³o trafienie ¶miertelne, wystarczy³ postrza³ w nogê lub rêkê, co w dalszej perspektywie i tak oznacza³o zgon na skutek zaka¿enia krwi lub zgorzeli gazowej. Oczywi¶cie, czo³owa brygada mog³a zatrzymaæ natarcie i rozpocz±æ pojedynek ogniowy, co jednak zmusi³oby j± do przyjêcia walki na zasadach obroñcy i jednocze¶nie blokowa³oby mo¿liwo¶æ rozwiniêcia reszty dywizji. Jednocze¶nie, przyjêcie pojedynku z takiej pozycji prowadzi³oby do rzezi nacieraj±cych, je¶li nie istnia³aby mo¿liwo¶æ oskrzydlenia pozycji przez resztê jednostki lub brakowa³oby pola dla jej rozwiniêcia w liniê strzeleck±. Tak czy inaczej natarcie zosta³oby powstrzymane.

Aby taki scenariusz mia³ miejsce wype³nione musia³y byæ trzy warunki: po pierwsze, broni±cy siê musia³ zaj±æ dogodn± pozycjê obronn± w terenie (co cholernie dobrze zachodzi w przypadku armii federalnej w SMGetys), po drugie: musia³ byæ ¶wietnie wyszkolony w obchodzeniu siê z broni±, ¿eby utrzymaæ d³ugo czêstotliwo¶æ 3 str./min (tutaj k³aniaj± siê Anglicy z Battleground Waterloo), po trzecie: nacieraj±cy nie mia³by wystarczaj±cej przewagi liczebnej, ¿eby przydusiæ broni±cego siê mas± w³asnych wojsk.

Swego czasu ksi±¿ê de Ligne przeprowadzi³ pewne pouczaj±ce do¶wiadczenie. Kompaniê do¶wiadczonych ¿o³nierzy (140) ustawi³ naprzeciw wymalowanej na p³ótnie kompanii nieprzyjaciela, na rozkaz oddali po 10 strza³ów w jego kierunku. W obrys p³ótna trafi³o tyko 270 pocisków, co i tak dawa³o ¶redni± 2 sztuki na jednego przeciwnika.

Zupe³nie inn± kwesti± jest si³a ognia, rozumiana jako zdolno¶æ ra¿enia. We wspó³czesno¶ci drzewo, mur, kopiec ziemi nie daje pewnej ochrony przed pociskami wystrzelonymi z broni palnej o kalibrze porównywalnym z XIX w. ( ¶redni ówczesny kaliber karabinu to 17 mm). Ca³kiem inaczej sprawa przedstawia³a siê na pocz. XIX w. Na ok. 300 m. pocisk wystrzelony z ówczesnego karabinu przebija³ 5 cm. deskê. W takim wypadku zupe³nie wystarczaj±ca ochron± by³ m³ody las czy mur, a na wiêksz± odleg³o¶æ nawet zwyk³y p³ot. Jednostka, która posiada³a tak± pozycjê uzyskiwa³a wymierny bonus w stosunku do przeciwnika nacieraj±cego bez wykorzystania os³ony terenu. Wide: SMGettys. To akurat Meier zrobi³ dobrze.

Uwaga: w przypadku pojedynku ogniowego oprócz np. terenu itp. uwzglêdniæ nale¿a³o niewypa³y, które przy normalnych warunkach pogodowych w Europie wynosi³y ¶rednio 15 na 100, za¶ podczas niepogody 50 na 100. Odnosimy siê oczywi¶cie do dobrze wyszkolonego strzelca.

Podsumowanie:
Wiadomo zatem, jakie znaczenie odgrywa³ podczas ówczesnych bitew teren, wyszkolenie ¿o³nierzy, pogoda i przewaga liczebna. Aby rozbiæ nieprzyjaciela nale¿a³o uzyskaæ nad nim przewagê, wystarczaj±c± do przedarcia siê przez jego zajad³y ogieñ broni strzeleckiej. Je¶li nie wynosi³a ona przynajmniej 3 do 1, a przeciwnik nie by³ zielony, lepiej by³o pope³niæ seppuku ni¿ nacieraæ. Ten dystans 100 - 200 metrów us³any by³ trupami nacieraj±cych, je¶li nie uciekli, co czêsto robili, a zosta³o ich wystarczaj±co du¿o, ¿eby rozpocz±æ i wytrzymaæ przez jaki¶ czas walkê wrêcz, mieli szansê na zwyciêstwo, gdy nadesz³y g³ówne si³y natarcia, nie zdemoralizowane i wynêkane przez ogieñ zwi±zanego walk± wrêcz obroñcy. Pod warunkiem, ¿e obroñca nie otrzyma³ w tym samym czasie posi³ków z odwodów.

Wyja¶nia siê przy okazji, dlaczego Napoleon stworzy³ Gwardiê. Jego weterani decydowali o zwyciêstwie lub klêsce. Potrafili d³ugo utrzymaæ tempo 3 strz./min (wed³ug niepotwierdzonych danych osi±ga³o ono niekiedy w ich przypadku nawet 6 strz./min), ¶wietnie manewrowali i wykonywali zwroty, wiêc nie potrzebowali rozleg³ego czy równego terenu, byli tak¿e mistrzami walki wrêcz. Atak Starej Gwardii rozstrzyga³ bitwê, prze³amuj±c szyki przeciwnika, lecz nawet oni musieli mieæ na okre¶lonym odcinku liczebn± przewagê nad obroñc±, w tym to ju¿ by³a g³owa Napoleona. Z uwagi na ogromn± warto¶æ Gwardii Napoleon nie nara¿a³ ich na niepewne starcia. Byæ mo¿e kampania moskiewska mia³aby inny fina³, gdyby pod Borodino Napoleon post±pi³ inaczej i wys³a³ swoich wiarusów do ryzykownego manewru oskrzydlaj±cego, który sugerowa³ Poniatowski. Uzna³ jednak, ¿e s± bezcenni.

Kto¶ powie, ¿e Angole powstrzymali Star± Gwardiê pod Waterloo. Marne trzy bataliony! 1200 ch³opa zaledwie. Spójrzcie na to z innej strony, tych 1200 ch³opa by³o o krok od zwyciêstwa, ich odwrót nie przes±dza³ za¶ z taktycznego punktu widzenia o wyniku bitwy, to mit. Zdecydowa³a psychologia: kiedy piechota liniowa zobaczy³a,¿e cofaj± siê bataliony Gwardii wpad³a w panikê i rozpoczê³a paniczn± ucieczkê, nie bacz±c na fakt, ¿e to tylko trzy czo³owe bataliony. Stara, ¦rednia i M³oda Gwardia liczy³a za¶ prawie 22 000. Lobau z czê¶ci± Gwardii powstrzymywa³ Prusaków w rejonie Plancenoit przez ponad 4 godziny od 16.30., a nawet pokona³ korpus Bulowa,(30. 000 ludzi) odrzucaj±c go poza Plancenoit o 19.00. Decyduj±ce natarcie przeprowadzi³ pu³k grenadierów wzmocniony batalionem strzelców (2000 bagnetów). Atak gwardzistów na pozycje angielskie zakoñczony niepowodzeniem nast±pi³ miêdzy 19.30 a 20.00. Wellington poszed³ spaæ pó³ godziny przed pó³noc±, czyli przez 3 godziny gwardia, reszta armii posz³a w rozsypkê, stawia³a opór nacieraj±cym Angolom, którzy przejêli inicjatywê, i ¶wie¿o przyby³ym Prusakom z korpusu Zietena. ¦wietny wynik.

Drobna dygresja: atak Gwardii za³ama³ siê pod ogniem piechoty angielskiej, nie dosz³o do zwarcia wrêcz. Anglicy prowadzili ogieñ z szyku rozproszonego (tzw. skimrish) w taktyce opó¼niania, znajduj±c siê poza skutecznym zasiêgiem francuskiej broni strzeleckiej: oddawali salwê i cofali siê kilkadziesi±t metrów. Jak to by³o mo¿liwe? Z 4 batalionów, które powstrzyma³y napór Gwardii, 3 posiada³y na uzbrojeniu sztucery gwintowane Bakera 0,65 cala, a dwa z nich szkolone by³y jako regimenty strzelców wyborowych. Czyli trafi³ swój na swego. Bez wsparcia liczniejszego Gwardia nie mia³a szans. Wsparcie nie nadchodzi³o, nale¿a³o przeorganizowaæ atak lub na nie poczekaæ. A wziêto to za ca³kowity odwrót. Na przebieg tego pojedynku mia³a tak¿e zdrada francuskiego kapitana, w wyniku której Wellington zosta³ powiadomiony o nadej¶ciu gwardii i zdo³a³ przygotowaæ obronê.

Przypadek przypadkiem, ale broñ gwintowana udowodni³a swoj± wy¿szo¶æ nad g³adkolufow±, mimo okre¶lonych trudno¶ci technicznych przy jej produkcji i podczas obs³ugi. W takim te¿ kierunku rozwija³a siê broñ strzelecka.

Teraz o walce na bagnety. To by³o w³a¶nie to, czego zazwyczaj starano siê unikn±æ. Czêsto dziewiêtnastowieczna bitwa kojarzy siê z walk± wrêcz: pêdz±ce naprzeciwko siebie bataliony zwieraj± siê w starciu na broñ bia³±. Nic bardziej mylnego. Do takich sytuacji dochodzi³o bardzo rzadko. Z wielu powodów. Najwa¿niejszym by³ mianowicie taki: nie po to wydajê siê ogromn± kasê na sprzêt i szkolenie, ¿eby wykorzystywaæ w sposób niew³a¶ciwy. Bron palna jak sama nazwa wskazuje s³u¿y do strzelania a nie do k³ucia czy ciêcia. Nie nadaje siê po prostu do tego: by³a nieporêczna, zbyt ciê¿ka (5-6 kg), sam bagnet za¶ czêsto ³ama³ siê i wygina³. W ogóle to przeszkadza³ w strzelaniu. Niedo¶wiadczony ¿o³nierz móg³ poraniæ sobie o niego palce, co dzia³o siê bardzo czêsto. Wiek szar¿ na broñ bia³± zakoñczy³ siê gdzie¶ na pocz±tku XVIII w. W czasie, o którym mówiê, starcie na broñ bia³± ¶wiadczy³o czêsto o utracie kontroli nad przebiegiem starcia lub ewentualnie o prze³omie w walce.

Postaram siê pokrótce wyja¶niæ, na czym to polega³o. Zwyciêstwo w sensie taktycznym oznacza³o pokonanie przeciwnika poprzez zajêcie jego pozycji, zmuszaj±c go do odwrotu, wziêcie go do niewoli (im wiêcej wziêtych do niewoli, tym wiêksze zwyciêstwo), fizyczn± likwidacjê przeciwnika. ¯eby zaj±æ pozycjê decyduj±c± o sukcesie, nale¿a³o wyprzeæ z niej obroñców. Najczê¶ciej bywa³o tak, ¿e w sk³ad broni±cego siê oddzia³u wchodzili do¶æ rozs±dni ludzie, wiêc kiedy zginê³a wiêkszo¶æ oficerów i podoficerów, posi³ki nie nadchodzi³y za to nadchodzi³ przeciwnik w coraz wiêkszej liczbie, górê nad patriotyzmem czy poczuciem obowi±zku bra³ zdrowy rozs±dek i pozycjê porzucano (tzw. odwrót na z góry upatrzone pozycje") Kiedy za¶ rozs±dku trochê brakowa³o lub te¿ nikt nie zdo³a³ siê po³apaæ na czas, o co w tym wszystkich chodzi, 1/3 oddzia³u le¿a³a martwa na ziemi, 1/3 le¿a³a na ziemi ranna, za¶ 1/3 sz³a do niewoli. Czasami, choæ rzadko, dochodzi³o do wymykaj±cej siê z pod kontroli rozumu sytuacji, ¿e mimo ewidentnej przewagi nacieraj±cego lub obroñcy ¿adna ze stron nie chcia³ ust±piæ lub nie mog³a tego z ró¿nych powodów uczyniæ, wtedy które¶ ze stron a bywa³o, ¿e obu, przysz³o odegraæ rolê, za przeproszeniem, ¶wiñ w rze¼ni. W tych trzech przypadkach zazwyczaj, w wiêkszym lub mniejszym, stopniu dochodzi³o do starcia wrêcz. Jednak¿e ka¿dy oddzia³, który w takim starciu uczestniczy³, traci³ na pewien czas zdolno¶æ operacyjn± do czasu a¿ nie uporz±dkuje szeregów. W zale¿no¶ci od stopnia zajad³o¶ci walki wrêcz zdolno¶æ tak± traci³o siê na krócej lub d³u¿ej. Czêsto zamieszania w szeregach nie mo¿na by³o opanowaæ do koñca bitwy, gdy¿ nie mia³ kto tego zrobiæ. Oficerowie poginêli, podoficerowie tak¿e, reszta "telepa³a siê" od nadmiaru adrenaliny.

Najczê¶ciej jednostkê bior±ca udzia³ w walce na bagnety nale¿a³o pomin±æ w dalszych planach. Wyzyskaæ powodzenia mog³y za¶ tylko uporz±dkowane oddzia³, które nie bra³y udzia³u w bezpo¶rednim natarciu tzn. nie ponios³y decyduj±cych strat w wyniku walki ogniowej podczas podej¶ciu, nie skupia³ siê na niej ogieñ artylerii i nie uleg³y rozproszeniu podczas walki wrêcz. Mia³y wiêc si³ê i ochotê kontynuowaæ natarcie i rozwijaæ powodzenie. Czyli upraszczaj±c, je¿eli w korpus piechoty z³o¿ony z powiedzmy 3 dywizji zamierza³ prze³amaæ liniê defensywn± wrogiego ugrupowania, bronion± przez równorzêdnego przeciwnika w liczbie i do¶wiadczeniu, to oznacza³o, ¿e wódz naczelny powinien odej¶æ na szybsz± emeryturê lub pozostawa³o liczyæ na bezpo¶redniego dowódcê, który szybko zorientuje siê w sytuacji nim jego si³y stopniej± o po³owê i albo odwo³a imprezê, albo wymusi u¿ycie rezerw. W tym drugim przypadku mo¿liwe bêdzie zwi±zanie si³ przeciwnika, czêsto tak¿e zajad³± walk± wrêcz, ale powodzenie wykorzystaæ musz± rezerwy, bo zasadniczy korpus bêdzie móg³ w najlepszym wypadku utrzymaæ zajêt± pozycjê.

Walki wrêcz na d³u¿sz± metê wszyscy starali siê unikn±æ, nie rokowa³a dobrze. Przed³u¿aj±ca siê bijatyka wskazywa³a raczej na brak rozstrzygniêcia. Wyj±tkiem mo¿e byæ tylko desperacja s³abszego liczebnie obroñcy, który za plecami ma ju¿ tylko klêskê: wtedy wystarczy pchaæ na niego batalion za batalionem, w koñcu pêknie i bêdzie to pêkniêcie ostateczne. A kto liczy straty, kiedy zwyciê¿y³ w decyduj±cej bitwie.